wtorek, 9 października 2012

W piątek, 05/10/2012 zebraliśmy się w „ZEJMANIE” aby uczcić pamięć Kapitana Andrzeja Straburzyńskiego, który odszedł od nas 17-go września 2009 roku w wieku zaledwie 61 lat. Zmarł w Trzebieży i spoczął na miejscowy cmentarzu. Tego samego dnia jego statek „CONCORDIA” będący na Atlantyku stanął w dryfie na żałobnym apelu, a załoga oddała hołd swojemu Kapitanowi. Opuszczona do pół masztu bandera, salut syreną okrętową i ostatnie dla Niego cztery szklanki dzwonem okrętowym zakończyły żałobny morski ceremoniał. „CONCORDIĄ” w służbie Kanadyjskiej Szkoły pod Żaglami dowodził Andrzej Straburzyński przez lat 17, przepłynął na niej ponad 400.000 Mm. Nie słyszałem, aby w ciągu tych wielu lat Jego dowodzenia miała na statku miejsce jakakolwiek awaria, a woził On swoje załogi po najciekawszych i nie łatwych żeglugowo miejscach na ziemi. Terry Davies, dyrektor tej szkoły nie jeden raz chwalił w mojej obecności swojego Kapitana. Bo był też on Kapitanem wybitnym, troskliwym dowódcą dbającym o statek i jego załogę, świetnym organizatorem i ulubieńcem żeglującej z nim młodzieży. Na posiedzeniu Gdańskiej Mesy Bractwa Kaprów Polskich padł ciekawy projekt wspólnego napisania wspomnień o Kapitanie Andrzeju Straburzyńskim. Redakcją tej książki – albumu podjęła się Dorota Kobierowska-Dębiec (tel. kom. 694 432 088). Prośba: - aby każdy, kto w swoim życiu spotkał się z Kapitanem Andrzejem Strabużyńskim, przesłał Dorocie swoje wspomnienie. Z podobną propozycją skierujemy się do Kanadyjczyków z którymi tak długo żeglował. Nie ma już wśród nas Andrzeja, nie ma też „Concordii”, która w 5 miesięcy po jego odejściu zatonęła w silnym szkwale 300 Mm na wschód od Brazylii. Pomimo że w chwili uderzenia wiatru część 64 osobowej załogi była pod pokładem nikt z załogi nie zginął ! Andrzej Drapella

wtorek, 3 stycznia 2012

Regaty Sylwestrowe

W sobotę 31 grudnia rano dostałem sms od mojego starego przyjaciela z regat prezesa Warszawskiego Towarzystwa Regatowego Jacka Paluszkiewicza.
Oto on:
Zapraszamy na wspólne pożegnanie 2011 roku. Spotykamy się 31 grudnia 2011 roku o godzinie 11 na plaży miejskiej w Serocku. W programie rozegranie pięciu wyścigów w klasie Tango. Wśród gości zaproszonych Burmistrz Serocka Sylwester Sokolnicki...
Wyskoczyłem z kapci i przegryzając w biegu parówką dałem całą naprzód w kierunku Serocka. W pospiechu zapomniałem aparatu, ale fotograf był przy tym!
Popatrzcie Bracia jak kończą rok ścigani z WTR-u
A w nowy rok dostałem od Jacka maila którego wam także przekazuję…



Regaty Sylwestrowe.
Grupa zapaleńców postanowiła wykorzystać fakt, że Zalew jest wolny od lodu. Wojtek Chodkowski z s/y „Misja” gotów był do zwodowania w każdej chwili. Gorzej było ze znalezieniem drugiego Tanga. Większość jachtów była przystawiona innym sprzętem, częściowo rozbrojona na zimę lub wręcz zdekompletowana. W końcu dzięki Jarkowi Wąsowskiemu, który sam nie mógł uczestniczyć ale zgodził się użyczyć jachtu, impreza mogła się odbyć.Na starcie stanęły więc 2 Tanga: Misja oraz Ognisty Podmuch z ekipą Piotra Groszyka.
Na molo plaży miejskiej w Serocku znalazła się spora grupa entuzjastów, którzy przyjechali aby przyglądać się jak wariaci będą ścigać się ostatniego grudnia. Atmosfera była świąteczno-noworoczna acz gorąca. Znakami startu-mety i trasy były choinki na zakotwiczonych podestach. Na bojce startowej przy choince miał być jeszcze Święty Mikołaj (ponad metrowa lalka) ale po przypadkowej kąpieli tak namókł, że przebalastowywał i przewracał choinkę, więc za karę wrócił na brzeg.
Pojedynek miał odbyć się do trzech zwycięstw. 2 pierwsze wyścigi wygrała Misja ale Ognisty Podmuch wygrał następne dwa. Na jachtach zmieniali się sternicy, po każdym wyścigu jachty dobijały do pomostu, część załogi schodziła na ląd a załogę uzupełniali chętni z pomostu (aż do wyczerpania zapasów). Każdy kto chciał mógł przepłynąć się chociaż w jednym wyścigu.
Pod koniec imprezy do wspólnej zabawy włączyły się 2 jachty, które zaciekawione tym, że coś się dzieje podpłynęły i spontanicznie wystartowały w ostatnich wyścigach.
Wyścig V decydujący miał swoją dramaturgię. Załogi Misji i Ognistego Podmuchu wróciły do swoich podstawowych składów. Po zaciekłej walce, w której nie brakowało wzajemnych ostrzeń, wywożeń, były karne obroty i jachty zmieniające się na prowadzeniu… W końcowej fazie wyścigu Ognisty Podmuch wykorzystał korzystny … podmuch wiatru (w końcu Podmuch z podmuchem może się dogadać !) i ostatecznie jako pierwszy osiągnął metę. Były puchary i medale dla obu zwycięskich załóg. Był również szampan dla każdej załogi, również dla obu gościnnych jachtów, które znienacka włączyły się do rywalizacji jako druga grupa.



W tym wypadku wynik sportowy nie był najważniejszy. Entuzjazm uczestników i kibiców, świetna atmosfera na wodzie i na pomoście (mimo chłodu i czasem padającego deszczu ) pokazały, że nie brakuje wśród nas prawdziwych pasjonatów. Była fajna zabawa i będą wspomnienia.



Poza tym była to swoista promocja żeglarstwa. Fragmenty wypowiedzi uczestników na tle żeglujących w nietypowej scenerii jachtów można było już wieczorem zobaczyć w Telewizyjnym Kurierze Mazowieckim.
 Myslę Bracia, że Warszawskim Śródlądowym Regatowcom należy się gromka
 OOOOOORRRRRZZZZZZZAAAAAA!!!!!!! Andrzej #86

Autorem zdjęć jest Jacek Kotkiewicz