czwartek, 29 kwietnia 2010

Wieczór w Zejmanie

28/04.10 w naszym klubie "Zejman" u Brata Andrzeja Dębca
gościliśmy na kolejnym wieczorze "Podróży i Przygody" młodych
podróżników Ewę Kiełsznię i Rafała Zarębę którzy podzielili się z nami
wrażeniami z Tajlandii, Laosu, Kambodży, Wietnamu, Malezji, Singapuru,
Indonezji, Filipin i Brunei. Gospodarzem spotkania był jak zwykle
Michał Kochańczyk. Kto nie był niech żałuje.



poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Gedania w rejsie na Spitsbergen

25 kwietnia 2010 wyszedł z Gdyni jacht GEDANIA w rejs na Spitsbergen.
Relacje z tego rejsu będziemy publikować na naszej stronie.

sobota, 24 kwietnia 2010

Spotkanie z Markiem Kamińskim


24 kwietnia 2010 kapitan Mesy Gdańskiej wziął udział w spotkaniu
z Markiem Kamińskim w Urzędzie Miejskim miasta Sopotu. Tym razem Marek
opowiadał o swoim przejściu przez pustynię Gibsona w Australii.

piątek, 23 kwietnia 2010

Spotkanie w "Klubie Podróżnika"

22 kwietnia 2010 kapitan Mesy Gdańskiej Bractwa Wybrzeża -
Andrzej Drapella - w "Klubie Podróżnika" w Gdyńskim Akwarium
przedstawił filmową relację z XII Wyprawy Antarktycznej PAN na polską
stację im. Henryka Arctwoskiego oraz budowę hiszpańskiej stacji
antarktycznej im. Juana Carlosa I na wyspie Livingstone.

czwartek, 1 kwietnia 2010

STS „FRYDERYK Chopin” - Podróż No 2/2009 udział w regatach Tall Ship’s Races Baltic 2009


Zapis Podróży

Tegoroczne Tall Ship’s Races (Balic) 2009 wiodły na trasie Gdynia – Sankt Petersburg – Turku – Kłajpeda i trwały od 3-go lipca do 5-go sierpnia 2009. Wzięło w nich udział 101 jednostek z 17 krajów z ponad 2.500 żeglarzami na pokładzie.

I znowu zanotowano wzrost liczby uczestników. Dynamiczny rozwój tych regat wynika
z wielu czynników. Organizują je Anglicy ze stowarzyszenia Sail Training International. Mają duże doświadczenie i zaufanie partnerów.

Miastom portowym bardzo zależy na otrzymaniu prawa goszczenia wielkich żaglowców. Jest to bowiem ogromna promocja regionu i spodziewany zysk z setek tysięcy, a czasem nawet milionów turystów.

Armatorzy na te regaty chętnie wysyłają swoje statki, bo jest gdzie się pokazać, dobrze zareklamować, a wszystko to po niewielkich kosztach „wpisowego”. Biorące udział żaglowce zwalniane są w czasie tej wielkiej imprezy z wszelkich opłat portowych.

Żeglarze się radują, bo poza emocjami regat i wspaniałym widowiskiem, porty są dla nich życzliwe. Wolni od opłat komunikacyjnych, wstępów do muzeów, biorą udział
w wielu sportowych zmaganiach i imprezach integracyjnych. Są zapraszani na rozmaite „crew party” i biorą udział w wielkim żeglarskim festynie.

Często na etapie „cruise in company” kapitanowie dokonują wymian załogi.
Można więc poznać obyczaje panujące pod innymi banderami i nauczyć się wielu ciekawych rzeczy, zawrzeć nowe przyjaźnie.

Od lat standard bałtyckich regat jest podobny. Odbywają się w lipcu, trwają miesiąc,
a statki odwiedzają cztery porty. Z pierwszego portu załogi startują do I etapu wyścigu,
z drugiego portu biorą udział w żegludze „towarzyskiej” gdzie często odwiedza się porty podrożne i wymienia załogi szkolne, a z trzeciego do czwartego portu jest znowu emocjonująca regatowa walka o zwycięstwo.

W ostatnim czasie regaty wielkich żaglowców podzielono na regiony. Statki Morza Śródziemnego nie miały ochoty płynąć na Bałtyk i odwrotnie, flota Europy Północnej nie chciała płynąć aż na Morze Śródziemne, aby się tam ścigać.
Za daleko i za drogo. Teraz są dwa akweny regatowe, ale czas jest tak dobrany, że „ściganci”, jeśli tylko zapragną i się pospieszą, mogą być na obu dorocznych regatach.

Opócz tego, jeszcze przy szczególnych rocznicach, mamy duże regaty jak np. w 1992 roku „COLUMBUS Tall Ship’s Races zorganizowane z okazji 500 lecia odkrycia Ameryki przez Krzysztofa Kolumba, w których wzięli udział wszyscy co mają kawałek pokładu i szmaty na kiju.

W tym roku Polska była licznie reprezentowana. Z największych jednostek klasy
A i B na starcie w Gdyni stawiły się „Dar Młodzieży”, „Fryderyk Chopin”, „Pogoria”, „Aleksander Głowacki” i „Zawisza Czarny”. Do tego jeszcze liczna reprezentacja mniejszych jachtów.
Załoga STS „Fryderyk Chopin” liczyła 100 osób, w dwóch etapach, z wymianą w Tallinie.
Do tegorocznych regat włączono dwa dla atrakcyjne porty: St.Petersburg i Kłajpedę. Wszyscy byliśmy ciekawi jak to wypadnie. Piękny St.Petersburg ma wiele do zaofero-wania, zaś Kłajpeda, która bierze udział po raz pierwszy jest nam wszystkim bardzo bliska, gdyż nasi żeglarze często tam biesiadują.

W lutym, na kilka miesięcy przed startem do regat, odbyło się w Gdyni spotkanie wszystkich zainteresowanych stron. Jego celem było poznać stan przygotowań
i uzgodnić szczegóły. Relacja Gdyni wypadła dobrze, podobnie jak i informacja kapitana portu Turku. Litwini byli pełni obaw, gdyż nie mieli zabezpieczenia finansowego,
a Rosjanie spotkanie olali. Na ich deklaracje czekaliśmy wszyscy, gdyż było wiele pytań dotyczących wiz, i innych spraw na które nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.

G D Y N I A

Do przyjęcia floty uczestniczącej w regatach Gdynia przygotowała się solidnie.
Pięknie wyremontowano nabrzeże Prezydenta, zbudowano nowe pawilony handlowe.
Pogoda dopisała, frekwencja również. Szacunkowo zwiedziło statki i rejon ich postoju około dwa i pół miliona osób. (dane wg UM Gdynia)
W Hotelu Nadmorskim odbyło się spotkanie kapitanów na „captain’s dinner”.
Prezydent miasta, Wojciech Szczurek powitał gości bardzo sympatycznym wystąpieniem, orkiestra grała doskonale i miała dobrze dobrany repertuar.
Jedzenie było smaczne, trunki dobre, a obsługa elegancka i sprawna.
Wypadło znakomicie. Podobnie oceniono „party załogowe” na którym nie żałowano dobrego jadła i piwa. Załogi statków goszczących w Gdyni uznały organizację zlotu
za sprawną, a imprezy towarzyszące za udane.
Podkreślano niezwykle sympatyczną atmosferę panującą w czasie całego pobytu.

W sobotę, w kościele Marii Panny odbyła się pożegnalna msza święta w intencji Janki Bielak, wielce zasłużonej dla idei regat wielkich żaglowców. Następnie Jej prochy zostały rozsypane z pokładu STS „Pogoria” na wodach Zatoki Gdańskiej.

W niedzielę, w dniu 5 lipca odbyła się na Zatoce Gdańskiej Parada Żaglowców
której towarzyszyła liczna flota jachtów, motorówek, kutrów i tego wszystkiego
co tylko potrafiło utrzymać się na wodzie.
Po oddaniu salutu statkowi trybunie „Dar Pomorza” jednostki uczestniczące
w regatach wyszły poza Hel, gdzie na otwartej wodzie o godzinie 19:00 odbył się start do I etapu regat na trasie Gdynia – Saint Petersburg o długości ca. 150 Mm.
Od mety do stacji pilotowej w Kronsztadcie mieliśmy jeszcze do przebycia dodatkowe 110 Mm.

Prognoza pogody przewidywała wiatry przeciwne około 6 stopni skali Beauforta.
Wiał dobry wiatr, żaglowce klasy A wystartowały, jak zwykle, pierwsze.
Widowisko znakomite. Emocje od startu duże. Dwa razy na dobę podawaliśmy przez radio swoje pozycje do Race Control, notując równocześnie pozycje rywali i nanosząc
je na mapę. Analizowaliśmy strategię przeciwników i osiągane rezultaty.
Po wyjściu na szeroką wodę, zebrano na rufie całą załogę szkolną celem omówienia „alarmu opuszczania statku” , oraz „alarmu przeciwpożarowego”.

Przeciwny wiatr tężał, a wszyscy halsowaliśmy na wiatr.
We wtorek, na navtexie, ukazała się porażająca nas informacja:
Quote:

Ud 69 SAR
ZCZC UD69
PANPAN PANPAN PANPAN
MRSC HELSINKI INFO NR 1
NR DRIFTING SAILING VESSEL IN WESTERN PART OF GULF OF FINLAND IN POSITION 59-36N 023-15,5E
ALL 3 MASTS ARE BROKEN. RIG OVER BOARD 50 PERSONS ON BOARD
RESCUE OPERATIN IN PROGRESS
VESSELS IN AREA ARE REQUESTED TO KEEP CLEAR
NNNN

Unquote

Statek, co stracił wszystkie swoje maszty to była polska “POGORIA”. Połączyliśmy się z Biurem Armatora, gdyż nie można było ze statkiem nawiązać łączności. Zaoferowaliśmy naszą pomoc.
Od Dyrektora Biura dowiedzieliśmy się, że mimo ogromnej awarii nie doszło do żadnego wypadku z ludźmi, a nasza pomoc nie jest potrzebna, gdyż w akcję ratowniczą wkroczyły już fińskie służby SAR.

W nocy ze środy na czwartek zrobiliśmy 13 zwrotów na wiatr. Załoga była tak zmęczona, że w przerwach pomiędzy alarmami do żagli nie wdrapywała się na swoje koje. Ścieliła pod pokładem swoimi ciałami wszystkie korytarze.

Czwartek 09/07/09 - o godzinie 17:26:28 przekroczyliśmy linię mety.
Patrząc na wysiłek i zmęczenie załogi zastanawiałem się nad ewenementem żeglugi pod żaglami. Ludzie płacą za rejs, na którym szarpią się z żaglami do utraty sił. Statek zajmuje jakieś tam mniej prestiżowe miejsce, a tu na mecie etapu euforia, że nie odpuściliśmy, że jednak ukończyliśmy wyścig.
Ponad trzydzieści jednostek wycofało się z regat.
Jest to żałosny bilans świadczący o braku woli walki do końca.

Zrzuciliśmy żagle rejowe i na silniku doszliśmy w piątek o 08:50 na kotwicowisko pod Kronsztadtem. Tam prawie siedem godzin czekaliśmy na pilota.
Czas ten wykorzystany został na portowy klar statku.

SANKT PETERSBURG – MORSKA STOLICA ROSJI
(Rosja – 141 mln mieszkańców, St.Petersburg 4,5 mln mieszkańców)

Piątek, 10/07/09 – 15:15 – pilot Igor Czyratiew na burcie, podniesiono kotwicę
i na silniku idziemy do portu, gdzie mamy zacumować na prawym brzegu
Wielkiej Newy.
Zajęło to nam 6 godzin i 40 minut i dało okazję, aby obejrzeć St.Petersburg od strony wody. Port jest rozległy i tradycyjnie wyposażony. Rzuca się w oczy mały ruch statków przy nabrzeżach. Jedynie przystań pasażerska pracuje na pełnych obrotach. Po drodze mijają nas promy i duże statki pasażerskie. Przy nabrzeżach stoją ciekawe jednostki, jak słynny lodołamacz „Krasin” – obecnie statek-muzeum.

Na Dużej Newie, już w centrum miasta, na szybkim pontonie, pojawiło się zwaliste chłopisko z obnażonym torsem. Podpłynęło pod burtę i gromko krzyknęło do naszego pilota: - „żdać” – czyli czekać.
I tak staliśmy ponad godzinę na prądzie, oczekując dalszych decyzji i debatując kuriozalny folklor. Z jednej strony przybyły z wielu krajów szkolne żaglowce, wszystkie w pełnej gali, - a tu, ze strony gospodarzy, wita nas półnagi obrzęp kierujący cumowaniem statków. Po bezsensownym czekaniu polecono nam zacumować do burty holenderskiego „Endrachta” po lewej stronie Wielkiej Newy.
Zupełnie gdzie indziej, niż opiewał plan cumowania statków, otrzymany od Rosjan przed startem w Gdyni..

Na odprawę graniczną przybyli liczni mundurowi oficjele. Sprawdzono i zabrano multum deklaracji przygotowanych przez statek i polecono zbiórkę całej załogi na pokładzie rufowym. Oficer straży granicznej w towarzystwie celnika przeszli przez wszystkie pomieszczenia, zapewne szukając ślepych pasażerów.
Potem, każdy z nas, zgodnie z listą załogi, wchodził do salonu, gdzie identyfikowano go z jego paszportem.
Luda na Chopinie jest pół setki, więc odprawa trwała i trwała.
A załoga, siedząc na rufie, zastanawiała się gdzie spędzić pierwszy wieczór w tak oczekiwanym Petersburgu. Dylemat ten rozwiązał się sam, gdy oficer prowadzący odprawę statku zabrał do biura skrzynkę z naszymi paszportami.
Schodząc z pokładu powiedział krótko, nie ma wyjścia na ląd > żdać < na paszporty. Wróciły one na statek dopiero następnego dnia około dziesiątej.
I tak, zamiast pić piwo w portowej tawernie, siedzieliśmy na burcie, dyskutując o wyższości krajów Unii Europejskiej nad tymi na wschód od Buga.

Oddając nasze paszporty poradzono nam, aby wykonać kserokopie pierwszych stron
i wydać je członkom załogi, gdyż unijne paszporty mają tu, na rynku wtórnym, wysoką cenę i często giną ich właścicielom.
Policja akceptuje tego typu dokumenty, ba nawet zaleca takie postępowanie.
Załoga dostała ksera, a paszporty zostały zamknięte w okrętowej kasie.

Sobota i niedziela - to dni poświęcone sportowym igrzyskom. Dyscyplin było wiele. Regaty żeglarskie, regaty wiosłowe, piłka wodna, siatkówka plażowa, siłowanie na rękę, przeciąganie liny, tenis stołowy i ruskie „gorodki”. Jako reprezentacja Szczecina zgarnęliśmy 3 puchary. Jedno za pierwsze i dwa za trzecie miejsca.

Załogom udostępniono wolny wstęp do 11 muzeum w zorganizowanych grupach
z przewodnikami i autokarami. Każdy statek otrzymał też kilka biletów do Aquaparku.
Po prawej stronie Newy zostały wystawione dwie estrady na których występowały zespoły wokalno-jazzowe, zaś w poniedziałek, w ostatni dzień pobytu, zaprezentowano na nich wieczór kultury rosyjskiej.

Sobota, 11/07/09 - wszyscy kapitanowie zostali zaproszeni do Marmurowego Pałacu na „obiad kapitański”. Gospodarzem były władze miasta. Zabrano nas dużą motorówką i przewieziono w pobliże pałacu. Zwróciłem uwagę, że przed bramą stało kilka milicyjnych samochodów. Zapewne dostąpimy zaszczytu i zjemy obiad z pre-mierem Rosji, panem Władimirem Putinem, - pomyślałem.
Od ulicy pałac oddziela piękne, kute i wysokie na trzy metry ogrodzenie, ale brama wejściowa była zamknięta. Spytałem stojących w pobliżu milicjantów jak się możemy dostać do wnętrza pałacu. Padła odpowiedź, którą już znaliśmy: „żdać”.
Tak więc czekaliśmy około kwadransa, aż pokazał się człowiek z kluczem
i otworzył potężne wrota. Weszliśmy na dziedziniec, gdzie powitał nas monumen-talny pomnik cara Aleksandra III na wielkiej kobyle.
Dookoła pusto, ni żywego ducha. Czekamy więc dalej.
Po jakimś czasie uchyliły się pałacowe drzwi i wyszła ubrana w strój epoki przystojna niewiasta w towarzystwie równie pięknie ubranego kawalera.
Skojarzyłem ich jako carycę Katarzynę II i polskiego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. To właśnie Pałac Marmurowy był dozgonną rezydencją ”króla Stasia” po jego abdykacji, gdy dla Katarzyny przyleciał do Saint Petersburga.
Aż do dnia 12 lutego 1798, kiedy to, jak twierdzą niektórzy historycy, został otruty.
Za to wyprawiono mu wspaniały pogrzeb.

Zrobiliśmy tej parze kilka zdjęć. I dalej czekaliśmy na otwarcie pałacowych wrót.
Gdy już zostaliśmy wpuszczeni do wnętrza, liczące około setki ludzi grono kapitanów stanęło w holu przed Białą Salą i następnymi zamkniętymi drzwiami.
I znowu..….czekaliśmy.
Tymczasem po drugiej stronie, uwijali się kelnerzy nakrywając do stołów.
Gdy skończyli, otworzono wejście, bez zbędnego słowa „przepraszam”.

Potem już wszystko przebiegało normalnie.
Grała orkiestra kameralna, były piękne występy pary baletowej, oraz dziewczyna śpiewająca szanty. Zastawa stołowa była królewska, posiłki bardzo smaczne, wina znakomite, obsługa bezbłędna.
Rosyjskiego premiera na obiedzie nie było.

Jedną z głównych atrakcji regat są tradycyjne uliczne parady załóg. Jest to okazja, aby się zaprezentować. Zachętą dla rozmaitych pomysłów są nagrody za najciekawszą inscenizację miejskiego przemarszu.
Grają orkiestry, a defilada przebierańców budzi radość i ogólną wesołość.
Dla mieszkańców miast jest to wielka frajda.
W Saint Petersburgu przemarsz załóg obył się na prawym brzegu Wielkiej Newy.
Połączony był z ceremonią wręczenia nagród przez premiera Rosji.
Aby publiczność nie dostała się w rejon maskarady, przed paradą podniesiono mosty na Newie, co niewątpliwie zwiększyło bezpieczeństwo notabli.
Ci co dotarli przed ołtarze, coś niecoś widzieli. Mnie się nie udało.

Wieczorem, już zupełnie prywatnie, byliśmy na Newskim Prospekcie w kawiarni „Literackiej”, tej, z której Aleksander Puszkin wyszedł na swój ostatni pojedynek. Ciężko ranny zmarł dwa dni później. Ku pamięci tego wydarzenia, w holu kawiarni, jest umieszczona jego, siedząca przy stoliku figura woskowa .

Niedziela, 12/07/09 - wieczorem, wraz z Krzysztofem idziemy do Akademickiego Wielkiego Dramatycznego Teatru im. Grigorija Towstogonowa na balet „Jezioro Łabędzie”. Budynek teatru stary, zabytkowy, w stylu opery wiedeńskiej.
Cena biletów – jak pisze na biletach – „umowna”. Nas skasowano po 40 USD.
W czasie spektaklu nie wolno fotografować, nawet bez flesza, ale w przerwie można kupić ładne fotograficzne albumy.
Również w przerwie, w kuluarach, serwowano szampana. Krzysztof zaproponował abyśmy się napili. Wyszliśmy z sali do pięknego holu, ale szampana nam nie dano. Był on zarezerwowany wyłącznie dla pasażerów ze statków wycieczkowych.
Tym z „pod żagli” szampan się już nie należał.
Zapachniało brzydko, tak jak i w brudnych toaletach.
Ale, oddając sprawiedliwość, spektakl był znakomity.

Wracaliśmy taksówką zamówioną przez naszego oficera łącznikowego.
Gdybyśmy sami ją wzięli spod teatru, zapłacilibyśmy przynajmniej podwójnie.

Poniedziałek, 13/07/09 – ciąg dalszy postoju w Petersburgu
Rano otrzymaliśmy trzy tony paliwa - dar sponsora koncernu paliwowego dla wszystkich żaglowców klasy A.

Przed południem złożył nam wizytę konsul RP pan Andrzej Zawistowski.
Jak podają źródła zbliżone do kół dyplomatycznych - upłynęła ona w bardzo sympatycznej atmosferze.

Po miłej wizycie wyciągnąłem rower i przejechałem na cały Newski Prospekt, najsłynniejszą ulicę Rosji. Ruch uliczny jest tu bardzo duży i chaotyczny. Wróciłem cało, co pozwala mi uwierzyć w Opatrzność.
W Sankt Petersburgu samochody traktują ulice jak rajdowe odcinki specjalne. Dodatkową atrakcją są trąbiące klaksony, wyjące policyjne syreny i śmigające karetki pogotowia.
Jest tu sześciopasmowa jezdnia, brak natomiast jakiejkolwiek dróżki rowerowej. Pedałując szybko, czułem się jak zając którego za chwilę ustrzelą.
W rezultacie, umknęło mojej uwadze, sporo ciekawych obiektów.
Przechodnie ze zdziwieniem obserwowali moje kolarskie wyczyny, moją samotną walkę o życie. Na całej trasie nie spotkałem ani jednego roweru !

Poniedziałek, 13/07/09 - po południu, w Instytucie Górniczym odbyła się odprawa kapitanów. Ponieważ Instytut leży po prawej stronie Newy, a kilka statków cumowało po lewej stronie, poprosiłem oficera łącznikowego o transport.
Dla ośmiu kapitanów podstawiono małą, czteroosobową motorówkę.
Jak wsiadło ośmiu chłopa, to wolna burta ino ciut, ciut wystawała nad wodę.
Na motorówce nie było ani koła ratunkowego, ani żadnego pasa.
Powoli, ostrożnie, popłynęliśmy na drugą stronę Newy.

Gdy byliśmy w pół drogi, zobaczyłem mknący na pełnym gazie milicyjny ponton. Robił dużą falę, więc rozejrzałem się do którego brzegu będzie mi bliżej.
Ponton przeleciał koło nas nie zwalniając ani trochę. Sternik czujnie stanął dziobem pod nadchodzącą falę i … udało się.
Nie skorzystaliśmy z kąpieli w Wielkiej Newie w mundurowej gali.

Wtorek, 14/07.09 – 18:00 wyjście z Petersburga do Tallina. Od rana czekanie na odprawę graniczną z zakazem zejścia ze statku. Pogranicznicy przybyli około dziesiątej i do chwili odcumowania obowiązywał już zakaz opuszczenia pokładu.
I znowu, jak w domowym areszcie, przesiedzieliśmy na burcie następne osiem godzin. Zaiste, dużym taktem musiały się wykazać załogi, aby nie użyć obraźliwych słów pod adresem gospodarzy. Bezmyślna służba graniczna „ukradła” nam wiele czasu z naszego krótkiego postoju.
A wielka szkoda, bo Sankt Petersburg jest pięknym miastem, a nasz krótki postój nie pozwolił nam nawet na ogarnięcie jego urody.

Po tegorocznych doświadczeniach i zebranych krytycznych uwagach, nie sądzę,
aby STI zdecydowało się na szybkie, ponowne umieszczenie Saint Petersburga na liście portów goszczących Tall Ship’s Races.

Naszym miłym oficerom łącznikowym, Elizie i Tatianie, podarowaliśmy upominki i ładne dyplomy uznania za bardzo sympatyczną współpracę.

1745 – pilot p. Makarow na burcie. 21:15 trawers Kronsztadu, zdano pilota, - kurs na Tallinn. Żegluga na silniku, wiatry 1-2 B zmienne.
Do Tallina rzut beretem. Już w czwartek rano braliśmy portowego pilota.

TALLINN – Stolica Estonii i jej największy port.
(Estonia – 1,3 mln mieszk.; Tallinn – 390.tys mieszk.; Rosjanie – 28%)

Do Tallina wchodziliśmy „Fryderykiem Chopinem” po raz drugi.
Dwa lata temu w czasie operacji TSR 2007 wymienialiśmy w tym porcie załogę.
Port jest uroczy i szalenie sympatyczny. Otrzymaliśmy keję w centrum miasta. Zgodnie z dobrym obyczajem, zaraz po zacumowaniu, otworzyliśmy trap dla zwiedzających. W chwilę później na burcie stawili się dziennikarze.
Na drugi dzień ktoś przyniósł gazetę z obszernym artykułem o naszym statku.
Gdy pracowaliśmy na rejach pokazała się miejscowa telewizja. Poprosili o kilka wypowiedzi załogi. Zgrabny reportaż był emitowany tego samego dnia w dos-konałym czasie, tuż po wieczornym dzienniku. Gdy opuszczaliśmy Tallinn agent pobrał najniższą stawkę za usługę, zaś pozostałe opłaty za pilotaż, nabrzeże, prąd
i wodę zostały pokryte przez miasto.

W tym roku ponownie przybyliśmy do Tallina, aby tu wymienić załogę szkolną.
Trafiliśmy doskonale, gdyż następnego dnia rozpoczynały się Tallińskie Dni Morza. Impreza młoda, odbywająca się po raz drugi. Otrzymaliśmy świetne miejsce przy nabrzeżu w Basenie Admiralicji i status zaproszonego gościa.
Otworzyliśmy statek dla publiczności. Przed trapem wystawiliśmy naszych żonglerów, co dodatkowo uatrakcyjniło wejście na statek.
Zainteresowanie „Fryderykiem Chopinem” było ogromne.

Tallinn jest miastem prawie tysiącletnim. Pięknie położonym, pełne świetnie utrzymanych zabytków. Wpisane na Listę Dziedzictwa Światowego UNESCO liczy obecnie około 400 tys. mieszkańców.
Wchodząc do portu mijały nas liczne wodoloty, promy i duże statki pasażerskie. Ruch jak na Marszałkowskiej.
Gdy zapytałem pilota, ilu to turystów przywożą rocznie te statki do Tallina, otrzymałem odpowiedź która mnie zamurowała
- ponad 3,5 miliona !!!

Prawda jest taka, że miasto to żyje z turystów, ale też potrafi ich przyjąć.
Oferuje piękną średniowieczną architekturę, ma dobre muzea (21), mnóstwo galerii sztuki, zapewnia imprezy kulturalne i rozkosze gastronomiczne. Dla amatorów nocnego życia są do dyspozycji liczne dyskoteki i romantyczne nigth cluby. Wszędzie jest idealnie czysto, a na ulicach ład, spokój i porządek.
Przez cztery dni naszego pobytu nie spostrzegłem ani jednego mundurowego przedstawiciela władzy. Daje to miłe poczucie swobody.

Zwiedzanie Tallina jest łatwe. Miasto posiada zwartą zabudowę, a ciekawe miejsca są blisko siebie. Niezależnie od tego po mieście kursują turystyczne „piętrusie”
z wielojęzycznymi przewodnikami. Są też wypożyczalnie rowerów z przewodni-kami, można też wypożyczyć elektrycznego „segway’a” (jednoosobowy dwukołowy transporter elektryczny), lub rowerowego siedmioosobowego „pająka” z zainstalowaną lodówką.
Czy pełną piwa, tego nie udało mi się ustalić.

Sobota, 18/07/09 - burmistrz miasta, pan Edgard Savisaar zaprosił kapitanów żaglowców na spotkanie do ratusza. Ratusz ten został zbudowany w latach 1371-74 i jest najstarszym hanzeatyckim ratuszem na świecie. Jego wspaniałe wnętrza zdobią bogate gobeliny, ścienne malowidła i piękne meble.
Z wysokiej, smukłej, 64 metrowej wieży ratusza roztacza się widok na całe miasto.
Było sympatycznie i elegancko. Korzystając z okazji, obejrzeliśmy niewielkie muzeum umieszczone w ratuszowych podziemiach.

Do jednego z najważniejszych muzeum Tallina należy Estońskie Muzeum Sztuki KUMU, któremu rok temu Europejskie Forum Muzeów przyznało Nagrodę Roku.
Ten ogromny, nowoczesny kompleks muzealny został zbudowany zaledwie trzy lata temu i z miejsca zdobył tak prestiżowe wyróżnienie. Mieści się w nim nie tylko muzeum sztuki, ale i pracownie konserwacji zabytków. Wystawia się tu czasowe ekspozycje sztuki nowoczesnej i realizuje imponujący program edukacyjny.

Ciekawe i kształcące jest również Muzeum Okupacji. Wejście zdobią dwa symbole umieszczone na filarach, - czerwona gwiazda i hitlerowska swastyka.
Kilka stanowisk audiowizualnych przedstawia mroczne dzieje Estonii.
Jest dużo eksponatów z tamtych lat, co stwarza odpowiedni nastrój.
Pomniki okupacyjnych wodzów są umieszczone w piwnicy, w drodze do toalety. Nie przypadkowo, - ot, taki śmietnik historii.
Dla bliższego poznania okupacyjnej historii Estonii udostępniona jest do zwiedza-nia była główna kwatera KGB i kazamaty więzienne fortu Patarei.

Chcąc w najkrótszym czasie zobaczyć jak najwięcej, wyciągnąłem swój rower
i pognałem w kierunku zamku Toompea położonym na szczycie góry. Źle się tu jeździ, gdyż na starym mieście królują kocie łby, a teren pagórkowaty.
I tak jadąc na górne miasto, aby zobaczyć imponującą katedrę Aleksandra Newskiego i jej wspaniałe ikony, zwaliłem się z roweru na bruk.
Nie zdążyłem się podnieść, jak zatrzymały się wszystkie samochody
i kierowcy wyskoczyli z pomocą. Poza potłuczeniami nic mi się nie stało,
ale za to miałem okazję przekonać się o dużej wrażliwości mieszkańców.

Pięknie w Tallinn wpisuje się nasza ambasada. Mieści się w samym centrum miasta, w reprezentacyjnym budynku. Na naszego ambasadora, pana Tomasza Chłonia nie czekaliśmy długo. Złożył nam „nieformalną” wizytę już pierwszego dnia postoju sprawiając miłą niespodziankę. Zaoferował wszechstronną pomoc
i opiekę w osobie radcy ambasady pana Piotra Starzyńskiego. W czasie naszej rozmowy poruszyliśmy sprawę ewentualnych wspólnych rejsów polskiej i estońskiej młodzieży na polskich żaglowcach. Zdaje się, że ten pomysł ma duże szanse realizacji. Estończycy nie posiadają żadnego większego żaglowca, a ich młodzież, jak każda, garnie się pod żagle.
Skorzystaliśmy z mikrobusu ambasady i dzięki temu nasz operator filmowy Bartosz Jurgiewicz mógł zrobić wiele ciekawych ujęć. Kadriorg – letni pałac Katarzyny II, obecnie Estońskie Muzeum Sztuki, letni domek Piotra Wielkiego, port jachtowy w Pirycie zbudowany w 1980 roku z okazji XXII letniej olimpiady w Moskwie, oraz Pomnik Rusałki. W 1893 roku u wybrzeży Tallinna zatonął rosyjski krążownik „Rusałka” z całą załogą. Zginęło wtedy 177 marynarzy.

Jesteśmy bardzo wdzięczni naszej służbie dyplomatycznej za tak miły stosunek do polskich żeglarzy. Jak to dobrze mieć w świecie Przyjaciół.

W ostatnim dniu postoju stawili się na pokładzie jeszcze inni mili goście.
W krakowskich strojach zawitała do nas tutejsza Polonia. Było huczno i wesoło. Zorganizowana Polonia liczy w Tallinie około 350 osób.

W dobrym porcie i dobranym towarzystwie czas płynie szybko. Ani żeśmy się obejrzeli, jak trzeba się było żegnać z doskonałą załogą I etapu regat, i powitać nowych żeglarzy na burcie.
Czas był najwyższy, aby ruszać do fińskiego Turku. Poza miłymi wspomnieniami zabraliśmy ze sobą „próbki” doskonałego likieru Vana Tallinn.
Nadbałtyckie kraje tego regionu słyną z doskonałych nalewek i likierów.

Niedziela, 19/07/09 – 06:00 pilot na burcie. Odcumowano z Tallina.
0710 zdano pilota – kurs do Turku. Wiatry wschodnie E do SW 3-5.

TURKU – DAWNA STOLICA FINLANDII
(Finlandia – 5,3 mln mieszkańców - Turku – 175 tys.mieszkańców)

Na trasie z Tallina do Turku, przez dwie doby z nową załogą ćwiczyliśmy pracę
przy żaglach. Część ludzi była na żaglowcu po raz pierwszy, a czekał nas drugi odcinek regatowy z Turku do Kłajpedy. Czasu na szkolenie było mało, a więc siłą rzeczy musiało być bardziej intensywne. Wiał świeży wiatr, idealny do pracy przy żaglach.

Środa, 22/07/09 – 06:25 trawers latarni morskiej UTO. Dalsza żegluga na silniku, bez pilota, po szkerach Finlandii. Pogoda dopisuje, krajobraz jak na turystycznym folderze.
16:45 – zacumowano prawą burtą w porcie Turku u ujścia żeglownej rzeki Aura za rufą dobrze prezentującego się „Daru Młodzieży”. Cumy odbiera nasz oficer łącznikowy, Vesa Vepsa, który wraz ze swoją asystentką Saarą Jansson już czekali na „Fryderyka Chopina” na nabrzeżu.
Sympatyczny gest, już na początku naszego poznania.

Środek miasta wytycza rzeka. Rosło przez niemal tysiąc lat jako stolica Finlandii. Jest urodziwe i pełne zabytków. Najważniejszy z nich to duże zamczysko z 1280 roku, które swoje najlepsze chwile wspomina gdy rezydowała tu Katarzyna Jagiellonka, żona księcia Jana III. Były to lata wielkiej prosperity.
Lata handlu i pokoju. Dziś mieści się tu Muzeum Historii Finlandii
i jest miejscem prezentacji artystycznych wystaw.
W murach tego zamku, przez całe lato, odbywają się turnieje rycerskie, zawody łucznicze i przedstawienia przeznaczone dla dziatwy szkolnej.
Taka plenerowa lekcja historii i patriotyzmu.

Czwartek, 23/07/09 - statek otwarty dla zwiedzających. Wolna od służby
załoga zwiedza STX EUROPE/AKERS YARDS SHIPYARD gdzie buduje się największe pasażerskie statki świata. Aktualnie w fazie wykończenia znajdują się dwa siostrzane statki: „Oasis of the Seas” i „Allure of the Seas”.
Ich wymiary to LOA 361 m, wysokość 16 pokładów, a zabierać mają 5400 pasa-żerów i 2000 członków załogi. Ich cena to ponad miliard euro za sztukę.
Finowie, ludzie pomysłowi i pracowici. Znaleźli swoją specjalizację dla przemysłu stoczniowego. Tu rodzą się pasażerskie supergiganty, tu buduje się najlepsze
lodołamacze, tu buduje się najwięcej statków ratowniczych.
Praca idzie pełną parą i nikt tu nie mówi o kryzysie w przemyśle stoczniowym.

Po południu gościmy honorowego konsula RP pana Jari A.Rastasa z żoną.

Wieczorem, władze miasta, wydały na zamku, dla kapitanów wszystkich statków uroczystą kolację. Przemówienia były krótkie, a jadło smaczne, oparte na tradycyjnej fińskiej kuchni. Przygrywała muzyka dawnych lat.
Miło było biesiadować przy dębowych stołach w tak historycznym miejscu.

Piątek, 24/07/09 – Leje ulewny deszcz. Załoga rusza rano na zawody sportowe,
a o 15:00 na paradę. W czasie ceremonii wręczenia nagród, okazuje się że nasza reprezentacja Szczecina zajmuje I miejsce za najciekawszą inscenizację parady.
I znowu radość w obozie. Wieczorem udane Crew Party.

Sobota, 25/07/09 – postój w Turku. Przez cały dzień statek jest otwarty dla zwiedzających. Wolna załoga bierze udział w autokarowej wycieczce po mieście. Zwiedzamy wspaniałą katedrę pod wezwaniem Marii Panny z 1300 roku i Muzeum Rzemiosła w ocalałej z pożaru w 1827 roku dzielnicy.
Wtedy w 8 godzin spłonęło ¾ miasta pozbawiając domów i dobytku około 3.500 tysiąca ludzi.
Piękny jest ten skansen dawnych lat z pracującymi warsztatami okresu średniowiecza.

Niedziela, 26/07/09 – żegnamy gościnne Turku. Zabieramy ze sobą wiele ciekawych spostrzeżeń z kraju dzielnych i życzliwych ludzi.
W południe rzucamy cumy i wychodzimy na ostatni odcinek naszych regat.
Do wieczora żeglujemy przez szkery w towarzystwie setek jachtów
i łodzi. W ten sposób gospodarze dziękują nam za wizytę.
Przed północą jesteśmy znowu przy latarni UTO, gdzie kotwiczymy oczekując na jutrzejszy start do ostatniego odcinka regat.
Czas odpoczynku i refleksji.

Poniedziałek, 27/07/09 – 10:10 – wybrano kotwicę, 11:35 postawiono wszystkie żagle, 12:06 – przekroczono linię startu.

Wtorek, 28/07/09 – żegluga regatowa, wiatry WSW 2-4

Środa, 29/07/09 – żegluga regatowa, wiatry WSW 2-4

Czwartek, 30/07/09 – żegluga regatowa, wiatry słabe, zmienne.
16:00 zamknięto linię mety. Zmieściliśmy się w regulaminowym czasie.

Piątek, 31/07/09 – 14:20 zacumowaliśmy w silnym szkwalistym wietrze
w wewnętrznym basenie w Kłajpedzie.
Na nabrzeżu czekały już na nas nasze dziewczyny, Aira i Milda – sympatyczni oficerowie łącznikowi.
Zabrały listę załogi dla STI i… po… odprawie.



KŁAJPEDA – JEDYNY PORT LITWY
(Litwa – ok. 3,5 mln mieszkańców – Polacy 6,3% Rosjanie 5,1% Kłajpeda ok. 185 tys. mieszk. Rosjanie 28% )

W Kłajpedzie bywałem wielokrotnie na statkach Chińsko-Polskiego Towarzystwa Okrętowego. Moja opinia o tym porcie była zawsze pozytywna.
Dobrze zorganizowany, sprawny ładunkowo i bezproblemowy.
Miasto ładne, schludne i przyjemne. Po przebyciu długiej trasy z Chin miło tu
było wyprostować nogi i napić się piwa w dobrym barze.

Statki „o wysokich masztach” – czyli Tall Ship’s gościły tu po raz pierwszy. Byłem ciekawy jak sobie z tym fantem poradzą gospodarze. I nie zawiodłem się. Wykazali się sprawną organizacją i ciepłym przyjęciem wielotysięcznej rzeszy żeglarzy i ogromnej ilości turystów.

Port leży w centrum miasta i posiada korzystny układ nabrzeży pozwalający na cumowanie dużych jednostek po obu stronach pirsów. W rezultacie statki stały gromadnie, co było widowiskowe i ułatwiało ich zwiedzanie.
A do tego dopisała świetna pogoda.

W tym roku Litwa obchodzi swoje 1000-lecie i zlot wielkich żaglowców doskonale wpisał się w obchody tego wielkiego jubileuszu. Aby zobaczyć to niezwykłe zjawisko, do Kłajpedy ściągnęło półtora miliona turystów. Przed trapami statków stały długie kolejki. Dla większości zwiedzających było to ich pierwsze wejście na pokład dużych żaglowców. Byli ciekawi wszystkiego, a my czyniliśmy wszystko, aby tą ciekawość możliwie atrakcyjnie zaspokoić.

Z drugiej strony, równie sympatycznie, przyjęli nas gospodarze.
Od pierwszej chwili dano nam odczuć, że jesteśmy tu mile widziani. Ludzie uśmiechnięci, życzliwi, a cały port pełen ciekawych straganów i rozmaitych atrakcji. Było kolorowo, wesoło i radośnie.
Ramowy program dnia przewidywał rozliczne imprezy wokalno-muzyczne, wystawy morskie, promocje książek. Wizytówką Kłajpedy są: Muzeum Morskie, Delfinarium, Muzeum Zamkowe, Muzeum Historii Litwy i Muzeum Kowalstwa. Uczestnicy regat mieli przy zakupie biletów 50% zniżki. Warto również odwiedzić Park Rzeźby, gdzie wystawiono ponad setkę ciekawych eksponatów.

Na kapitanów czekały już zaproszenia burmistrza Rimantasa Taraskiewiciusa na tradycyjny „Captain’s Dinner”. I ta kolacja nie była sztampą. Goszczono nas na terenie dawnego zamku, gdzie postawiono drewniane wiaty. Dobra ciesielska robota. A grała ludowa kapela. Był rytualny „taniec ognia” – zapewne tradycją sięgający pogańskich czasów, był koncert na drążonych drewnianych naczyniach
i tańce jak na ludowym festynie. Kapitanom zdjęto odciski stóp co mają zdobić jakąś aleję. Pokazanie ludowego folkloru i konwencja „dużego luzu” doskonale zdały egzamin.

Sobota, 01/08/09 – postój w Kłajpedzie, dzień sportowych zmagań. Po południu parada załóg zakończona rozdaniem nagród na Placu Teatralnym, centralnym miejscu Starego Miasta.
W wielu miejscach miasta są rozstawione sceny na których koncertują rozmaite zespoły. Wieczorem „Crew Party” pod namiotami. Godzinę przed północą wielki fajerwerk sztucznych ogni na niebie.

Niedziela, 02/08/09 – postój w Kłajpedzie, - nadal tłoczno w porcie. Statki otwarte dla publiczności.

11:00 - msza ekumeniczna dla załóg w kościele Marii Panny Królowej Pokoju.

Nas wizytuje prezydent miasta Szczecina, pan Piotr Krzystek.
Na „Fryderyku Chopinie” płynęła żeglarska reprezentacja Szczecina.
Spotkanie było sympatyczne, a prezydent miasta pokazał, że nie boi się chodzić po pokładzie i wszedł na najwyższą reję fokmasztu – trumsla, ponad 35 metrów nad pokładem ! Trzeba przyznać, że poszło mu to sprawnie i bez oznak szczególnej emocji. Dostał duże brawa, zwłaszcza, że w czasie spotkania z załogą przedstawił ciekawy program wsparcia zachodniopomorskiego żeglarstwa przez Urząd Miasta.

Poniedziałek, 03/08/09 – c.d. postoju w Kłajpedzie. W porcie pusto, wszystkie znamiona wielkiego festynu usunięte. Wszystko sprzątnięte i pozamiatane.
12;50 odcumowano – parada żaglowców opuszczających Kłajpedę.
Na wyciągniętych w morze falochronach dużo ludzi. Wychodzimy z paradą wantową. Machamy, śpiewamy i trąbimy na pożegnanie.
Było nam tu miło i jak sądzę, niebawem powrócimy.

Wtorek, 04/08/09 – żegluga pod żaglami i na silniku do Świnoujścia.
Pakowanie manatków, klarowanie kabin, mycie wszystkich pomieszczeń,
aby przekazać statek nowej załodze bez uwag.

Wszyscy czujemy się trochę nieswojo. Okazuje się że za kilka godzin się rozstaniemy. Niewiarygodne, gdyż zdawało się, że już tak żeglować będziemy RAZEM do końca świata. Bo, było tak dobrze.

Ostatnia zbiórka załogi na rufie. Wydanie książeczek żeglarskich z wpisanym rejsem, opinii, paszportów. Przebyłem na tym statku jeden miesiąc i 5 dni. Przepłynęliśmy 2.283 mile, odwiedziliśmy Saint Petersburg, Tallinn, Turku i Kłajpedę. A mnie stuknęło 80 lat. Rejs ten miał być w Realu już moim ostatnim. Dalsze, już tylko we snach. Pożegnałem się z załogą, a łza zakręciła mi się w oku.

A ONA, ta dobra ZAŁOGA – gromko krzyknęła, że jeszcze nie czas na pożegnania…….
i……… zaśpiewała mi STO LAT!