wtorek, 18 października 2011

Drodzy Kapitanowie, Drodzy Bracia.

„Żelazną Zasadą” Gdańskiej Mesy Kaprów Polskich jest uprawianie morza tak długo,
jak długo starczy nam sił.
Nie jest to tak proste i to z wielu przyczyn, o których nie pora tu mówić.
W naszej Mesie priorytet żeglugi nad kuflem piwa jest dominujący.
Stąd, zdając relację na tym dostojnym forum, powiemy gdzie nas w tym roku nosiło:

ANDRZEJ DRAPELLA #89, sztorman mesy


Rejs na „Darze Młodzieży” z Gdyni do Turku w czasie od 22-29/08/2011
Celem mojego udziału w tym rejsie było zobaczenie co się na tym naszym flagowym żaglowcu dzieje.
Jak przebiega szkolenie, jak jest utrzymany statek, jaka panuje tam atmosfera, jaki jest stosunek kadry do załogi szkolnej, oraz jakie są możliwości naszej współpracy.
Komendantem statku jest kpt.ż.w. Artur Król (40). Kompetentny, sumienny i sprawny dowódca. Doskonały żeglarz¸
czujny nawigator dobrze manewrujący tym dużym statkiem. Statek jest doskonale utrzymany, załoga zdyscyplinowana, dobrze prezentująca się tak na statku jak i w czasie wyjścia na ląd. Zaokrętowałem w tym samym dniu co II rocznik WN Akademii Morskiej z Gdyni, który na morze wychodził po raz pierwszy. Pilnie obserwowałem przebieg szkolenia.


Było bardzo intensywne, gdyż już za dni kilka mieli stanowić regatową załogę, która zmierzyć się miała z „odwiecznym” rywalem – rosyjskim „MIREM”. Stawka tym razem była bardzo wysoka, gdyż o głośnej rywalizacji tych statków był realizowany film redaktora Bohdana Sienkiewicza, a na pokładzie obu żaglowców znajdowały się ekipy filmowe.
W Turku, porcie startu do „The Culture Regatta 2011” - „DAR MŁODZIEŻY” prezentował się najlepiej ze wszystkich żaglowców.


Sympatycznym akcentem była wizyta z okazji 40-tych urodzin komendanta, wszystkich kapitanów polskich jachtów co brały udział w tych regatach. Przybył też Viktor Antonow, dowódca rosyjskiego „MIRA”. Moim zdaniem, Viktor jest jednym z najlepszych kapitanów dużych żaglowców na świecie. Weteran dziesiątków regat i zdobywca największych trofeów. Jest powszechnie lubiany i ceniony. Miło, że stosunki pomiędzy kapitanami rywalizujących statków są tak serdeczne. W niedzielę 28/08 wszystkie żaglowce wyszły w paradzie ze szkerów na otwarte morze. Nazajutrz, już bez udziału publiczności o 11:00 odbył się start regat z metą w Gdyni.
„DAR MŁODZIEŻY” wystartował świetnie z dużym wyprzedzeniem do „MIRA”, a na mecie zameldował się jako pierwsza jednostka bezapelacyjnie wygrywając regaty. W imieniu Kaprów Polskich przesłałem dowódcy i załodze statku gratulacje i nasze wyrazy radości. Trzeba podkreślić że żegluga była w dużej mierze na wiatr i wymagała od załóg dobrej żeglarskiej roboty. „MIR” – zajął drugie, również znakomite miejsce, - ale to nie było to co ZWYCIESTWO! Cel mojego krótkiego rejsu został spełniony.
Możemy liczyć na owocną i przyjemną współpracę z dowództwem „DARU MŁODZIEŻY”.

--------------------------------

Rejs na „FRYDERYKU CHOPINIE” z Turku do Gdyni – 29/08 – 04/09/2011
Na pokładzie tego żaglowca znalazłem się na zaproszenie nowego armatora pana Piotra Kulczyckiego. Kupił on żaglowiec,
który miał trudną przeszłość, a świetnie scharakteryzował to Janusz Zbierajewski:

„ Pierwszy armator - miał pomysł, ale nie miał pieniędzy
Drugi armator - miał pieniadze, ale nie miał pomysłu
Trzeci amator- nie miał ani pomysłu, ani pieniędzy
Czwarty armator - ma pomysł i pieniądze "


I teraz trzeba z tym statkiem coś sensownego zrobić. Pan Kulczycki zaproponował mi wspólny krótki rejs z Turku do Gdyni, aby na miejscu omówić nowe formy działalności. Dla niego było to ważne, gdyż jak dotąd nie miał okazji przyjrzeć się swojemu nabytkowi i na jego pokładzie żeglować. Stawiłem się na burcie Fryderyka Chopina w Turku, jednak do spotkania z armatorem nie doszło, gdyż w tym czasie przebywał w USA i nie zdążył przybyć. Statek prezentuje się nieźle. Prowadził go kapitan Tomasz Ostrowski, który spędził na nim lata i zna go doskonale. Wziął udział w „Culture Regatta 2011” z Turku do Gdyni i zajął III-cie, doskonałe miejsce. Więcej w tych warunkach pogodowych nie dało się zrobić. Na silnych wiatrach „duży może więcej”. Oficerowie wykazali duże zaangażowanie a załoga szkolna nie szczędziła sił.


Aktualnie statek płynie na Karaiby ze „Szkołą pod Żaglami” pod dowództwem Krzysztofa Baranowskiego, a na Wyspach Kanaryjskich przejmie dowództwo Ziemowit Barański. Jest to najlepsza wiadomość dla tego statku. Całej gamy zalet Ziemka nie będę wymieniał, bo może to być potraktowane jako lobbing.
Potem rejsy z nurkami po Karaibach i…. zobaczymy co dalej.


----------------------------------


Trzecią moją podróżą tego roku był udział w dwutygodniowym szkoleniowym rejsie dla oficerów na „POGORII” prowadzonym przez Andrzeja Ziajkę na trasie: Gdynia – Ronne – Kanał Kiloński – Helgoland – Cherbourg w czasie od 07-18 września 2011.
Był to już czwarty rejs szkoleniowy prowadzony przez Andrzeja na tym statku ze wsparciem STAP-u. Załogę stanowili ci, którzy niebawem wejdą już jako oficerowie na nasze żaglowce. Celem takiego rejsu jest poznanie pracy na rejowcu, zasad manewrowania, prowadzenie wacht morskich, oraz praktyka nawigacyjna na wodach pływowych. Czas został pożytecznie zagospodarowany w 100%, a pogoda jakby dopasowana do programu szkolenia.


Wiatry początkowo łaskawe pozwalały na bezpieczną pracę na rejach, by potem już, na Morzu Północnym, pokazać swą moc przy 10 stopniach Beaufordta. Andrzej zwerbował świetnych wykładowców: kapitana Adama Kantorysińskiego (astronawigacja, meteorologia, prawo drogi), sędziego Michała Meissnera (Izby Morskie, procedura przed Izbami Morskimi, wypadki jachtów), a i sam doskonale prowadził zajęcia praktyczne. Budująca była atmosfera wśród kursantów. Zawsze 100% obecność na wszystkich zajęciach i żywe zainteresowanie tematem. Andrzejowi złożyłem gratulacje za doskonałą robotę!


----------------------------------

W dniu 5.03 2011 w Centralnym Muzeum Morskim odbyła się uroczystość rozdania tegorocznej Międzynarodowej Nagrody „CONRADA”. Międzynarodowa Nagroda "Conrady” - Indywidualności Morskie jest prestiżową nagrodą przyznawaną obok Rejsów Roku, Żeglarza Roku i Nagród "Żagli” im. Leonida Teligi. Jej organizatorami są Bałtyckie Bractwo Żeglarzy, Fundacja Morza "Zejman”, Centralne Muzeum Morskie, Pomorski OZŻ, PZŻ, Bractwo Wybrzeża, i Mesa Gdańska Kaprów Polskich. Jurorami zostają laureaci tej nagrody sprzed lat. Tegoroczne nagrody za osiągnięcia żeglarskie odebrało pięciu żeglarzy z Polski, USA i Wielkiej Brytanii. Przypadły one Maciejowi Dowhylukowi (Polska), laureatowi POZŻ, Malcolmowi Hill (Wielka Brytania); Henrykowi Jaskule (Polska), Januszowi Kędzierskiemu (USA) i Patrickowi Lee (USA). Kolejne dwie nagrody otrzymali Bohdan Sienkiewicz (kategoria kultura morska) i Roman Woźniak (kategoria gospodarka morska). Ładnie znaleźli się Bracia Brytyjscy, którzy na tą wspaniałą uroczystość przybyli w 12 osobowym składzie dając asystę swojemu laureatowi Malcolmowi Hill. W tym miejscu pozwolę sobie przytoczyć w pełni laudację jaką na Jego cześć wygłosił Roger Hutchings ( # 1) Bractwo Wybrzeża W.B., Mesa Solent.


„Malcolm jest żeglarzem, który kocha morze a morskie wyzwania stanowią jego rację życia. Żeglarstwa nauczył się mając lat dwadzieścia kilka. Po ukończeniu studiów inżynierskich, zaokrętował na 54 stopowy kecz żeglujący po Morzu Śródziemnym. Odtąd żeglarstwo stało się pasją jego życia. Szybko zdobył kapitańskie szlify i wkrótce nabył swój pierwszy jacht „Silvana"–39 stopowy Atlantic Clipper. Zawsze był żeglarzem nieustraszonym i nadal bardzo często żegluje samotnie. Nie boi się morza, ale zawsze wyważa radość przygody z podejmowanym ryzykiem. Gdy został członkiem Międzynarodowego Bractwa Wybrzeża, ludzi kochających morze, dało mu to szansę spotkania z nimi na całym świecie. Nawiązał przyjaźnie z Braćmi we Francji, Włoszech, Stanach Zjednoczonych, Chile i Urugwaju.
W 1991 roku kupił podupadłą marinę „Langstone Marina” w pobliżu Potsmouth. Skutecznie obronił ją przed zakusami deweloperów, którzy planowali w tym miejscu budowę domów. Zmienił jej nazwę na „SouthseaMarina”. Armatorzy, którzy trzymają w niej swoje jachty, czują się tu komfortowo, podobnie żeglarze przybywający z dalekich stron. „Southsea Marina” szybko zyskała reputację przyjaznej, kompetentnej i niedrogiej. Tu również cumuje jego ulubiony, 54 stopowy kecz „Swan Dancer”. Malcolm organizował tu szereg akcji charytatywnych, których celem było zebranie funduszy na żeglowanie niepełnosprawnych, aby mogli zaznać radości pod żaglami, poznać wartość pracy zespołowej i rodzących się przyjaźni.
W 1998 roku Malcolm zostaje wybrany Narodowym Kapitanem Wielkiej Brytanii. Organizuje w Portmouths ogromne tygodniowe Zafarrancho dla kilkuset Braci z całego świata, zakończone wielkim sukcesem.
W czasie, gdy Malcolm realizuje swoje najbardziej ambitne cele, nagle zostaje przewieziony do szpitala. Przez kilka miesięcy balansuje na krawędzi życia i śmierci. Na szczęśie wygrywa najtrudniejszą swą walkę - walkę z rakiem.
Od dawna Malcolm nosił się z zamiarem samotnej żeglugi przez Atlantyk, ale ciężka choroba zmieniła perspektywę spojrzenia na życie i już nie samotnie, ale z 3-osobową załogą i 15 letnią córką decyduje się na wymarzony rejs przez wielką wodę. „Swan Dancer” w 2004 roku płynie z Gran Canaria do St. Lucia na Karaibach. Trasę pokonuje w 18 dni-jest styczeń 2004 roku. Potem płyną na Antiqę, tam dokonują drobnych napraw i biorą udział w regatach Antiqua Race Week. W Konkursie Elegancji jego jacht zajmuje 3-cie miejsce. Po pełnym wrażeń postoju na Provinciales i Great Inagua, żegluje na Bahama, gdzie miejscowi Bracia mieli swoje święto-oczywiście dołączył do biesiadników. Z Bahama płynie do Nowego Jorku, tam spotyka się z Braćmi na Zafarrancho, razem z Braćmi z Texasu, Florydy i Virginii. Z Nowego Jorku idzie do Norfolk, gdzie chce uczestniczyć w Chesapeake Bay Schooner Race. Jankesi jednak nie wyrażają zgody na jego start, gdyż „Swan Dancer” jest keczem. W następnym odcinku tego rejsu „Swan Dancer” płynie na Florydę i Keys gdzie Malcolm spotyka się z Braćmi Złotego Wybrzeża.
Każdy z odcinków żeglugi piętrzył wyzwania, ale Malcolm sprostał wszystkim. Był cyklon, w którym się znalazł, stracił ster, był krańcowo wycieńczony, stracił śrubę i miał awarie silnika. Najważniejszy sukces odniósł jednak nad sobą samym. Pokonał skutki straszliwej choroby. Już w domu, Malcolm był zawsze chętny dzielenia się pokładem „Tańczącego Łabędzia” ze swymi przyjaciółmi. Raz nawet, zabrał na swój jacht grupę entuzjastów łodzi motorowych, niestety bez widocznych sukcesów na zmianę ich gustów. Goście z zagranicy, a szczególnie Bracia Wybrzeża zawsze byli mile widziani na pokładzie „Swan Dancera”, a gościnność Malcolma obrosła w legendę.
Sens życia przedstawił Malcolm w mailu przesłanym w 2005 roku pt. „Opowieści Wędrowców – część 3” –
„Nie tak dawno temu, Boże Narodzenie stało się dla mnie szczególnie ważnym okresem, bowiem 3 lata wcześniej moje życie wisiało na włosku. Wydawało się że moje wyśnione przygody skończyły się zanim się zaczęły. W tym jednak roku Bóg dał mi największy z wyobrażalnych prezentów. Na przekór wszystkiemu wyszedłem ze szpitala aby spędzić Święta z rodziną, mając nadzieję na wyzdrowienie. Nie ma dnia abym nie pamiętał, jak jestem szczęśliwy, - że jestem! Mam takie poczucie zobowiązania, abym nie stracił już ani chwili. Dlatego teraz robię to wszystko co kiedyś było tylko snem.”
Malcolm Hill jest nie tylko przykładem dla nas wszystkich, którzy żeglują, on reprezentuje ten rodzaj odwagi i zdecydowania, który zwycięża wszelkie przeszkody i jest natchnieniem dla nas wszystkich. Jestem dumny że mogę zarekomendować Malcolma Hilla do prestiżowej nagrody Conrada”.
Podpisał:
Roger Hutchings ( # 1) Bractwo Wybrzeża W.B., Mesa Solent
Wizyta Brytyjskich Braci w Gdańsku bardzo podniosła prestiż Polskiego Bractwa Wybrzeża. Nie spodziewali się tego, co zobaczyli i co przeżyli. Chłodnym na ogół Brytyjczykom puściła tama. Na wieczornym spotkaniu w „ZEJMANIE” komplementom nie było końca.

--------------------------------
Z innych ciekawszych wydarzeń sezonu to wizyta w Gdyni w dniach 22-26 kwietnia norweskiego statku szkolnego „SÓRLANDET” z kanadyjską „Szkołą pod Żaglami”, wśród których było 14 członków uratowanych z „CONCORDII”. Statek przestał w Gdyni przez świeta wielkanocne, a załoga miała ciekawie zagospodarowany czas.
Prezydentowi Miasta, panu Wojciechowi Szczurkowi złożyłem w naszym imieniu podziękowanie za serdeczność Gdyni wobec młodzieżowych załóg.

----------------------------------

Wyjście z Sopotu w dniu 14-go maja – kapitana Tomasza Cichockiego w samotny okołoziemski rejs bez zawijania do portów na jachcie „POLSKA MIEDŹ”.
Impreza ta była zorganizowana na molo w Sopocie z dużym medialnym rozmachem, udziałem prezydenta miasta Olsztyna i orkiestrą górniczą kopalni w Lubinie. Na Oceanie Indyjskim „Polska Miedź” doznała awarii steru i Tomek Cichocki zmuszony jest do zmiany trasy i zajścia do Port Elisabeth (RPA) celem dokonania naprawy.
Mamy nadzieję, że wkrótce kontynuować będzie swój bardzo ambitny rejs.

---------------------------------

Świetnie wypadły uroczystości z okazji 50-cio lecia harcerskiego jachtu „ZAWISZY CZARNEGO”.
Uroczysta kolacja dla wszytkich byłych kapitanów Zawiszy, dekoracja wyróżniających się kapitanbów krzyżami zasługi dla ZHP, rejs na miejsce spoczynku pierwszego „Zawiszy Czarnego” z udziałem władz ZHP, PZŻ, MW i Włodarzy miasta Gdyni.


Nowe kierownictwo Centrum Wychowania Morskiego ZHP pod wodzą druha hm Tomasza Maracewicza wprowadziło Wielkie Zmiany w wizerunku i eksploatacji tego zasłużonego dla polskiego żeglarstwa statku. Tak trzymać !

--------------------------------

Pierwszego października odbyły się tradycyjne Regaty o Błękitną Wstęgę Bałtyku organizowane po raz 60 przez YK STAL.
Miały doskonałą oprawę, świetną atmosferę i znakomitą pogodę. Startowali wszyscy co mieli jakiekolwiek pływadło. Po raz pierwszy w regatach wzięli udział widsurfigowcy. Działo się działo. Widowisko było znakomite. Kiedyś, aby wygrać wstęgę wystaczyło pokonać Zygę Perlickiego. Udało mi się to 55 lat temu.


Dzisiaj trzeba wygrać nie tylko z wiatrem, ale też z niebywałą techniką .Pierwszy na mecie zameldował się Jacek Noetzel, a jako drugi wpadł na metę kitesurfingowiec Tomek Janiak, a na wietrznej trasie wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie.

-----------------------------------

W dniu 8-go pażdziernika 2011 przynabrzeżu na Motławie w Gdańsku odbyło się uroczyste podniesienie polskiej bandery na pięknym szkunerze „KAPITAN BORCHARDT”. Imię nadała statkowi podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrstruktury – kpt.ż.w. pani Anna Wypych-Namiotko. Butelka szampana strzeliła w pierwszym podejściu.
W uroczystośći im.innymi udział wzięli – Prezydent Miasta Gdańska – Paweł Adamowicz, Prezes PZŻ – Janusz Kaczmarek, Dyrektor U.M. w Gdyni – dr kpt.ż.w. Andrzej Królikowski. Grała orkiestra Straży Granicznej, a żeglarzy przybyło bez liku. Po latach stagnacji wszedł do eksploatacji pod polską banderą jeden z najpiękniejszych szkunerów na Bałtyku.


Ciekawie i ambitnie zapowiada się jego eksploatacja tego statku. Kapitanom i Załogom życzymy wielu wspaniałych rejsów, a Armatorowi pełnej satysfakcji z posiadamia tego wspaniałego statku.


POMYŚLNYCH WIATRÓW !!! :-)))

Moim zdaniem, obecny rok 2011 jest rokiem szczególnym dla polskiego żeglarstwa i jest z czego się cieszyć !

Andrzej Drapella

poniedziałek, 17 października 2011

Dla Czcigodney Mesy Kaprów Gdańskich brata Andrzeja #86 raport roczny

Zaczęło się jak zwykle w Gdańsku. Pod koniec ubiegłych wakacji W Zejmanie dopadł mnie telefon… Miła pani poinformowała mnie ze ona co prawda, z przyczyn natalnych, nie pamięta tamtej premiery ale „ …Organizatorzy Krakowskiego Międzynarodowego festiwalu Shanties postanowili uczcić jubileusz 30-lecia w sposób niezwykły, wskrzeszając wydarzenie sprzed 24 lat, w sposób równie spektakularny jak wówczas...” i dalej że, „…Opera Żeglarska "Shenandoah" z 1987 r. była wydarzeniem na skalę światową - przygotowana spontanicznie ale z wielkim zaangażowaniem twórców stała się przedstawieniem, które objechało najpierw całą Polskę, a następnie pół Europy i to tej za "żelazną kurtyną"….”

Drodzy Bracia wiecie dobrze, jak ciężko jest w naszych latach odmówić młodym aksamitnym głosom…
Obiecałem.
I choć nie tylko ja sam, ale jak na swej stronie napisali organizatorzy:…nikt początkowo nie chciał uwierzyć, że uda się zrealizować pomysł remake'u Opery Żeglarskiej "Shenandoah 2011"….
Zwołałem starych przyjaciół, Cztery Refy, Kowala, Gooru, Ryczące Dwudziestki, Andrzeja Koryckiego, dobraliśmy silną reprezentację następnych pokoleń… - zacięliśmy konie, och sorry, zacisnęliśmy zęby! …I pojechało…
Późną nocą, w mroźnym, lutowym Krakowie, po ostatnich akordach finałowego chóru ubita w Rotundzie jak sardynki publika nagrodziła nas dłuuugą „standing ovation”!
Można więc powiedzieć że rok zaczął mi się może nie pływająco, ale na pewno śpiewająco…
Zresztą niech mówią media….
„..Nie potrafię w skrócie opowiedzieć jakie to było wydarzenie, nie da się wyrazić słowami niepowtarzalnej atmosfery jaka towarzyszyła przedstawieniu, nie sposób opisać wrażeń jakich dostarczyli nam wykonawcy, autorzy i współtwórcy opery, ale niech namiastkę tych wrażeń pokażą zdjęcia, a samej operze poświęcę osobny artykuł…



---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po ciężkiej, acz jakże upojnej pracy z MŁODZIEŻĄ (!) odmłodniałem o jakieś ćwierć wieku i postanowiłem przejść na emeryturę!
Większość z Was Bracia wie jak pasjonujące to działanie…
Chcąc więc mieć więcej czasu na żeglowanie, nie mogłem pływać, bom latał gromadząc papierki…
W końcu w maju, stałem się WOLNYM CZŁOWIEKIEM!
I zaraz na początku lipca z „biletem seniora” w garści udałem się do Szczecina na „Zawiszę”!
Nie, nie, nie po to by wypłynąć, ale poprowadzić…
By Wraz z Kapitułą Chwały Mórz i Mesą Szczecińską przygotować i poprowadzić ceremonię wręczenia Wielkiego Topora Kaperskiego kpt. Tadeuszowi Siwcowi.

Gdzie niechwalęcy się dzięki Bogu i Kapitule i mnie też się cos dostalo;

W lipcu wraz z Bratem jerzym Kochankiem podejmowaliśmy włoskiego Brata Piero Pellegrini z Mesy Marsala na zachodnich wybrzeżach Sycylii. Brat Pellegrini wraz z rodziną odbywał tym razem szosową pellegrynację ku portom Północy Rygi i Talina. Chcąc tedy sprawdzić jego możliwości (w związku z zaplanowaną trasą do Ry – a tam, napiszę stolicy Łotwy) wytoczyliśmy we włościach moich nie jedną zacną beczułkę …I mogę Wam bracia głową (nieco obolałą wskutek badań) zaręczyć iż Brat Piero do Rygi jeździć może spokojnie!

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Sierpień to święty czas wakacji z Synem. Planowałem rejs na Alandy. Chciałem Młodemu pokazać Marienhaminę, muzeum i jak to się kiedyś młodzież chowało…
Niestety. Cały środkowy tydzień sierpnia na Helu odbywała się Inwazja w Normandii.
Ponieważ Młody od sześciu już lat buduje makietę D-Day ( ale nie z US-land-leasu, tylko psiakrew, z mojego konta) nie miałem żadnych argumentów przeciw stwierdzeniu, że jak nie zrobimy dokumentacji fotograficznej to koszta naszej makiety wzrosną itd., a po za tym tam też są elementy żeglugi, tyle że trochę pancernej…
So we took the Road to HEL!
Przy starcie z Zejmana zajęło nam to (już po weekendzie) nieco ponad pięć godzin! Przez taki czas, nawet na Omaha Beach Amerykanie byli już dobrze osadzeni i przebili się z plaży na skarpę, Point du Hoc dawno zdobyty przez Rangersów i nawet te cholerne wielkie działa tuż przed ostatnim nalotem przebazowane przez Niemców z bunkrów do oddalonego od wybrzeża sadu zostały już wysadzone…
Ale warto było - myślę i o Aliantach, i o nas na Helu! Zresztą popatrzcie sami:









--------------------------------------------------------------------------------------------------------
A po tem to już z górki, koniec wakacji i do roboty.
Zbliża się krajowe Zafarrancho . Będzie sprawozdawczo wyborcze. Dzięki Mesie Lubelskiej odbędziemy je w Wilkasach na Niegocinem… Może się trafi na wodzie jakaś zapomniana Omega…