środa, 24 listopada 2010

„PIERWSZA MILA ZA RUFĄ…”

Tak jak każda wyprawa zaczyna się od pierwszego małego kroku, tak i każdy nawet najdalszy rejs ma swoją pierwszą milę…
W miniony weekend (20-21. XI.), nasza tak niedawno przecie powstała, Mesa Gdańska zwycięsko wyszła z pierwszej poważnej operacji desantowej, jaką bez wątpienia stał się dla niej najazd ponad sześćdziesięciu Braci, Gości Honorowych, jungów i kandydatów na tychże, nie tylko z całego Kraju, ale i wielu innych państw UE…
LXII Zaffarancho - bowiem całego Polskiego Bractwa Wybrzeża - młodziutka Mesa Gdańska, przy swym nabrzeżu, w Gdańskiem porcie „Zejman„ u Brata Andrzeja #116 odprawować postanowiła!


A rzec trzeba, że pod wodzą Sztormana swego Brata Andrzeja #89, yako też w pierwszej linii obrony wystawiając Braci Tomasza #113 i rzeczonego wyżej Karczmarza Andrzeja #116, ba nawet jungów swych, a i urodziwe Branki ku ambrazurom wystawiwszy – odpór najeźdźcom srogi przez dni dwa dawała, aż zmęczeni, przeżarci a i z głów boleścią… odstąpili!


Pierwsze, niewielkie jeszcze zespoły nacierających lądować zaczęły u „Zejmana” już w sobotnie przedpołudnie,…choć - Ordo – jednakowoż – z Kapitańskiego nadania - godzinę H na 1700 wyznaczało!!!
„Rangers Leads the way” – jak mówi stare morskie przysłowie – trzeba, więc co bardziej zapalczywych zrozumieć, tem bardziej, że i kolej żelazna, inaczej niźli niegdyś Wiedeńska, zbytnio dziś nas nie rozpieszcza i z grodu stołecznego ku Morzu i na siedem godzin oferuje swe luksusy, gdym ja, yako nieletnie pacholę takąż drogę, ku stronom ojcowskim w niecałe cztery „Lux-torpedą” mknąłem !… (No, ale torpeda to sprawa morska nie kolejowa.)
I właśnie ze względu na powyższe ( nie regulując już zegarków wedle biegu (???) pociągów - z morską punktualnością o 1800 Kapitan Jerzy Demetraki #78 powitał zebranych i obrady rozpoczął.


Po tradycyjnej minucie milczenia dla wspomnienia Braci, którzy w minionym roku odeszli na wieczną wachtę, odczytano posłanie Brata Seniora Bolka #1, jako też List Prezydenta Miasta Gdynia Pana Wojciecha Szczurka. Trojgu zaproszonym Gościom Honorowym – zasłużonym i znanym dziennikarzom - Grażynie Murawskiej, Tadeuszowi Jabłońskiemu i Bohdanowi Sienkiewiczowi w uznaniu ich wieloletniej działalności w propagowaniu spraw morskich, żeglarstwa i krzewieniu szeroko rozumianej tradycji i kultury morskiej wręczono Honorowe Plakiety Mesy Kaprów Polskich. Na ręce Kapitana przekazano pamiątkowy album dla nieobecnego Brata Bolka #1.
Kilka zwrotów i krótkich wystąpień, zwięzłe sprawozdanie Brata Mirosława #98 ze Światowego Zaff w Sydney – Brat Kapitan w uznaniu zasług Brata Mirosława #98 wręczył mu Medal Bractwa, przyznany przez Kapitułę Chwały Mórz.


Tako też Kapituły Chwały Mórz wszem i wobec o przywilejach gwiazd i medalów przyznaniu anons poczyniono, oraz kandydata do Nagrody Chwały Mórz votowanie nastąpiło. Kapituła zaproponowała jako kandydata - kpt. Tadeusza Siwca.Uczestnicy Zaff in gremio podtrzymali tę propozycję. Zwrot na cześć nagrodzonych wykonał Brat Kapitan …i już mogliśmy przystąpić do zaprzysiężenia przeznaczonych do mustrowania jungów.


Decyzją LXII Zaffarancho M.K.P. w poczet Bractwa przyjęci zostali: Andrzej Giedymin, jednogłośnie z cyfrą 119, Maciej Sokołowski, jednogłośnie z cyfrą 120, Jakub Kęsik, jednogłośnie z cyfrą 121. Zwrot wykonał nowoprzyjęty Andrzej Giedymin.
Ostatnim z ważniejszych punktów oficjalnej części obrad było zgłaszanie i zatwierdzanie proponowanych kandydatów na jungów Bractwa. Jednym spośród nich, zgłoszonym przez Mesę Gdańską, jest kpt. Jerzy Radomski, – który latem, po 32 latach żeglugi na jachcie Czarny Diament, pokonawszy ponad 240 tysięcy mm - powrócił do kraju.!


Tako też i oficjalna część ordo dopełniona została. W przerwie na osobiste dysputy zwiedzono takoż XVII wieczną komorę spichlerza „Steffen”, a i reconstrucyą napoleońskiego lazaretum w onychż komorach, zgodnie z dawnymi dziejami zmyślnie poczynione – dla apetitio przed biesiadą obejrzano


– poczem przy opowieściach z mórz dalekich, a i przez jungę Waldemara nader zgrabnie szantach nuconych jak obyczaj każe biesiadowano radośnie aż do bezlitosnych czterech szklanek, które h 2400 obwieściwszy po zwrocie „Ad finem” kres oficjalnemu zgromadzeniu Braci położyły.


Yako że jednakoż w gościnnych progach naszego przecie Brata 116 bawilim, co zagorzalsi i wytrwali w boju Bracia abordażu nie odstępując pokładu nie opuszczali i długo jeszcze wspólne śpiewy i gawędy niosły się po Motławie…


Nadspodziewanie szybko nadbiegający ranek, krwią nabiegłe od walecznych zapałów oczy nasze, na śniadanie otworzył i po kilku głębszych michach ożywczej jajecznicy jużeśmy na pokład - przez zaprzyjaźnioną z nami Marynarkę Wojenną RP, dzięki wstawiennictwu Sztormana Mesy Gdańskiej Brata Andrzeja #89 podstawionego - omnibusu mustrowali…
Przepiękną – dla jednych arcyciekawą, a dla mnie takoż i sentymentalną rajzę przez Trójmiasto uczyniwszy, a novum się moc wielką od towarzyszącego nam tutora dowiedziawszy do Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni przybyliśmy.
Tutaj zaś gościną serdeczną otoczeni, pełne podziwu, choć nieco piekące oczy na wyposażenie nawigacyjne, edukacyjne, a i inne, o którym ze względów na tajemnicę gęby strzępić nie przystoi, wytrzeszczaliśmy a choć niejednego rączki przy mnogości wspaniałych a rozlicznych symulatorów z pewnością świerzbiły, by to i owo sobie ponaciskać… to jednak tzw. „kopara” nam opadła, gdy przy przedstawieniu czcigodney damie „Niunią” tutaj zwanej – onaż, jak dawny obyczaj każe do ucałowania zgrabnie podsunęła nam swą … lufę kalibru 76mm!!!!

Po pamiątkowych zdjęciach z oprowadzającymi nas oficerami, dla ochłonięcia Brat Sztorman powiózł nas ku Gdyńskiemu aquarium (jak sądzę na rybkę) przed pożegnalnym obiadem w Jacht Klubie MW „Kotwica”…

Tako też, jak sądzę nie musi się wstydzić Nasza Gdańska Mesa swej pierwszej poważnej mili!
Tak trzymaj!

Andrzej Radomiński #86